Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Jest mi wstyd za moje życie, nienawidzę, gdy mąż ma wolne i inne anonimowe opowieści

41 567  
241   128  
Dziś przeczytacie m.in. o tęsknocie za bratem i poznacie historię z pogrzebu dziadka, będzie też modlitwa wioskowego pijaczka i podróżowanie z Matką Polką.

#1.

Może zacznę od tego, że żyję w szczęśliwym związku, mam narzeczonego, dziecko, rodziców… ale mam też brata, który ma dosłownie naszą starą rodzinę gdzieś. Ma swoją, nową, rodzinę żony, teraz ważniejszą…
Borykamy się z tym już bardzo długo, ponad 6 lat. Przez ten czas były same sprzeczki, wyzwiska, nawet się nie widujemy. To takie przykre, że kiedyś był dla mnie najważniejszy, był oparciem w ciężkich chwilach, moim obrońcą. A teraz? Jest dosłownie nikim, „bratem” jedynie na papierku.
Przyznam, brakuje mi go w cholerę. Wiem, że nie byłoby tak jak dawniej, ale czasem ciężko mi żyć z świadomością, że chcąc nie chcąc jestem jedynaczką.
Niby zamknęłam już ten rozdział, ale jak widać nie do końca. Bo jak można w takim czasie zmienić się o 180°?…

#2.

Historia z pogrzebu mojego dziadka.

Okazało się pewnego razu, że dziadek ma raka z przerzutami do kości. Po postawieniu diagnozy szybko zmarł. Dziadzio jaki był, taki był. Niezły śmieszek. Do kościoła raczej nie chodził, ale często osądzał kościelnego o podbieranie drobnych z tacy, bo widział, jak płaci złotówkami czy dwójkami w sklepie.

Nadszedł dzień pogrzebu, cała rodzina w kaplicy. Przychodzi ksiądz z ww. kościelnym, który rozpala kadzidło. Nikt nie wie, jak to się stało, bo kościelny włosami na głowie nie grzeszył, ale tak intensywnie rozpalał to kadzidło, że mu się zapaliły.
Zgromadzeni nie mogli powstrzymać śmiechu, widząc księdza próbującego ugasić stułą biednego kościelnego.

Niby pogrzeb, niby kres na tym łez padole, ale dziadek na koniec musiał odwalić pranka :)


#3.

Jest mi wstyd za moje życie.
Dlaczego? Nie mam własnego mieszkania. Mam 32 lata i mieszkam na wynajmie. Mam własną firmę. ZUS: 2000 zł, VAT 23%, wynajęcie mieszkania: 2500 zł, opłaty: 1000 zł, leasing: 900 zł (musiałem wziąć auto w leasing, bo stare już umierało. Wziąłem używane). Telefon: 100 zł, księgowy: 200 zł, zakupy: 1200 zł co miesiąc, paliwo: ok. 300 zł. Zarabiam ok. 12 000 zł miesięcznie. Odmawiam sobie wszystkiego, co niepotrzebne – wyjścia ze znajomymi, wesela, lepsze buty... Jestem za stary na 800+, za młody na 13. emeryturę, za bogaty na mieszkanie socjalne, za biedny na wzięcie kredytu hipotecznego.
Natomiast jestem idealny, żeby na wszystko zasuwać.

#4.

Na wsi mamy takiego pijaczka, nieszkodliwy facet, ale ostatnio taka wredna baba go oskarżyła o zabicie jej psa (a pies umarł ze starości, taka jest prawda).
Wracam pod wieczór od kumpla, patrzę – pod kapliczką ktoś jest i się modli. A to nasza wypita gwiazda całej wioski. Wśród nocnej ciszy niosły się słowa jego modlitwy: „Matuchno bosko, jo noprowde tyj kurwie psa nie zabiłem” :D

#5.

Nienawidzę, gdy mąż ma wolne. Jesteśmy już razem ponad 10 lat, mamy dwójkę dzieci w wieku przedszkolnym.
Nie wiem, co się dzieje. Czemu jak mąż ma wolne, to jest bardzo źle. W tygodniu bawi się z dziećmi, wygłupia. W dni wolne nie ma na to szans.
Niedawno wróciliśmy z urlopu. Byliśmy akurat z moją mamą, zawsze którąś zabieramy. Już podczas drogi mąż zaczął narzekać, że źle. W pokoju nawrzeszczał na dzieci, że biegają. Zaproponowałam wyjście na hotelowy basen we dwoje - nie. Do baru? Nie. Wziął sobie grę, usiadł na kanapie i tylko co chwilę krzyczał "ciszej".
Tak wyglądały 4 dni. Krzyki na mnie i na dzieci, zero zabawy. Moją mamę ignorował. Moje propozycje na wyjścia we dwoje zlewał. Spędzałam czas z mamą i dziećmi. W samochodzie w drodze powrotnej mąż zaczął odzywać się normalnie.
Wróciliśmy do pracy, dzieci do przedszkola. Powrót z pracy, mąż już uśmiechnięty, wymyśla zabawy. Wieczorem kąpie dzieci, czyta im do snu. Daje buziaczki i przytula. Mnie tak samo.
Dziś jest sobota. Mąż od rana na nas wrzeszczy. Albo narzeka. Albo śpi. W domu nic nie zrobi, z dziećmi się nie pobawi. Tak, jakbyśmy mu wszyscy przeszkadzali.

Przytłacza mnie już to. Pracujemy tyle samo, a w weekendy ja się zajmuję dziećmi i ogarniam dom. To jeszcze małe dzieci, rok po roku, czasem jest ciężko. A nawet nie chcę ich samych z tatą zostawiać, jak on w takim humorku. Każdy weekend tak, każdy urlop, każde święta. Rozmawiam z nim, pytam, to on "nie wie" czemu tak. Czemu jest tak źle, jak ma wolne. Ja mam już tego powoli dosyć. Od kiedy pojawiły się dzieci, coś jest nie tak. Tak jakby mąż wolałby być sam, a nam poświęcić 1-2 godziny na dobę. Moje ciało się nie zmieniło w porównaniu z czasami sprzed ciąży, mam hobby, pracę. Mąż się objada. Już jest otyły, ma problemy ze stawami, zaczyna z kręgosłupem, sercem. To nie jest tak, że nagle ja stałam się nieatrakcyjna, bo nadal mam powodzenie u płci przeciwnej. Jak już, to raczej w drugą stronę.
Nie wiem, co się dzieje. Chciałabym takiego męża, jakiego mam od poniedziałku do piątku. Cały czas.

#6.

Depresja wyżera mnie od środka. Nikt z mojego otoczenia nie rozumie tego, co czuję, myślą, że leżenie w łóżku całe dnie i noce jest dla mnie rajem. Prawda jest taka, że nie potrafię sobie pomóc, że to gówno przejęło kontrolę nad całym moim życiem, a ja jestem tak słaba, że chciałabym zniknąć.


#7.

W czasach kiedy każdy szuka oszczędności, bardzo modnym sposobem podróżowania jest szukanie przez Facebooka czy BlaBlaCar transportu (lub pasażerów, którzy dorzucą do paliwa).
Jako że mieszkam za granicą, dość często zabieraliśmy pasażerów i jak dotąd nigdy nie było z tym problemu. Do wczoraj.

Na fejsbukowej grupie wystawiliśmy ogłoszenie, że dnia tego i tego jedziemy, są dwa miejsca wolne. W poście było wyraźnie zaznaczone, że dzieci nie są mile widziane ze względu na długość trasy (ponad 1000 km), a także sporą ilość naszego bagażu. Dziecko to częste postoje na siusiu, wózek i tak dalej.
Napisała do nas pewna pani A i zarezerwowała dwa miejsca. Termin i jedziemy.

Okazało się, że pasażerką jest Matka Polka z na oko 4-letnią córką. Nie byliśmy zadowoleni, ale żal mi się zrobiło kobiety, głupio było je tak zostawić. I się zaczęło...

1. Pani A miała ze sobą spory wózek, fotelik, dwie walizki i torbę z jedzeniem. Jakoś to upchnęliśmy kosztem przeniesienia części naszych rzeczy pod moje nogi w przodzie. Okej, jedziemy.
2. Córka, jak to połowa dzieciaków, bardzo źle znosiła jazdę. Pierwszy postój po 25 min. Matka nie miała dla niej absolutnie nic, nawet awaryjnego woreczka. Tabletki jej nie da, bo nie będzie dzieciaka narkotykami truła.
3. Mała całą drogę wierciła się, jak to dzieci. Matka nie miała najmniejszego zamiaru choćby zwrócić na nią uwagi, przez godzinę opowiadałam jej bajki, aż zasnęła. Matka w tym czasie nie podnosiła wzroku z ekranu telefonu.
4. Po dwóch kolejnych godzinach był wielki foch i obraza majestatu, bo kazaliśmy jej pilnować małej, bo cały czas odpinała pasy. Jej zdaniem za bezpieczeństwo pasażerów odpowiada kierowca (sic!).
5. Kolejna obraza, bo mój mąż nie pozwolił jeść kanapek z nutellą w aucie (ciekawy wybór przy chorobie lokomocyjnej).
6. Najlepsze na koniec.
Pora płacenia. Umowa była, że płaci po 150 zł od osoby. Autobus na tej samej trasie bierze 200+. Oczywiście pani za małą nie zapłaci, bo przecież to dziecko, nic nie waży itd. Tłumaczyliśmy już naprawdę nieźle wkurzeni, że zarezerwowała dwa miejsca, mieliśmy innych chętnych i wyraźnie było napisane, że nie życzymy sobie dzieci. W końcu zaczęła nas straszyć policją, bo przecież zabranie pasażerów to przestępstwo i my się na tym wzbogacamy.

Serio, żal mi małej.
A jak dla mnie to był ostatni raz, kiedy zgodziłam się zabrać w podróż kobietę z dzieckiem.
4

Oglądany: 41567x | Komentarzy: 128 | Okejek: 241 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

09.05

08.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało