John William Warde, dwudziestosześcioletni nowojorczyk, popełnił samobójstwo 26 lipca 1938 roku. Skoczył z gzymsu przy oknie na siedemnastym piętrze hotelu Gotham, położonego na skrzyżowaniu Piątej Alei i 55. Ulicy na Manhattanie. Przez 11 godzin młody człowiek wahał się, czy skoczyć. Tymczasem trzystu nowojorskich policjantów starało się utrzymać porządek, by tłum swoim zachowaniem nie prowokował Johna do skoku.
Powodem, dla którego John William Warde chciał targnąć się na swoje życie, była uwaga poczyniona przez jego siostrę, która bardzo go zdenerwowała. W pokoju 1714 prócz Johna i jego siostry znajdowały się również inne osoby. Mężczyzna rzucił się w stronę okna, wyszedł i stanął na gzymsie, gdzie stał do późnego wieczora.
Setki policjantów, strażaków i wolontariuszy próbowało zapobiec samobójstwu. Administracja hotelu zwróciła się do psychiatry J. Presnera, aby przekonał Warde'a, u którego podejrzewano depresję kliniczną. Psychiatra rozpuścił tabletki w wodzie, które podano samobójcy, ale to nie pomogło.
Policjant Charles Glasco przez wiele godzin próbował przekonać Warde'a, aby nie skakał. Rozmawiali o baseballu, tenisie stołowym i piknikach oraz o wielu innych tematach. Glasco zdjął mundur, odznakę i kaburę pistoletu, udając portiera hotelowego, który straciłby pracę, gdyby John skoczył.
Glasco niemal przekonał Warde'a, aby się cofnął, ale pewien fotograf wpadł do pokoju (nikt nie wie, jak się do niego dostał) i próbował zrobić zdjęcie. W rezultacie Ward zeskoczył. Glasso był wściekły. Gdyby nie fotograf, Warde najprawdopodobniej by nie skoczył. Podczas długiej rozmowy z Glasco Ward zdradził mu sekret, którego Glasco nigdy nie ujawnił, tak jak obiecał Warde'owi. Nie wiadomo, czy miało to coś wspólnego z samobójstwem Warde'a.
Warde skoczył o 22:38. Kiedy spadał, rozbił swym ciałem szklany baldachim nad wejściem do hotelu i upadł na bulwar. Upadek Warda obserwowało 10 000 osób zgromadzonych na skrzyżowaniu Piątej Alei i 55. Ulicy. Przed skokiem Warde'a tłum krzyczał: "Teraz skoczy!". W momencie jego upadku zapadła cisza...
Niektóre źródła podają, że gdy John William Warde podejmował ostateczną decyzję o skoku, ktoś z tłumu krzyknął: "Pospiesz się, skacz teraz!". John William Ward, stojąc na gzymsie, musiał czuć tę obojętność.
Sprawa była szeroko dyskutowana i przyjęto nowe zasady ochrony miejsca zdarzenia i wyraźnie określono krąg osób uprawnionych do kontaktu w podobnych sytuacjach. Pod koniec lat 40. w policji pojawili się specjalni negocjatorzy.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą