Na ile podejście ludzi do zwierząt powinno wpływać na naszą ocenę tych osób?
Wpadłam "w koty" - dom tymczasowy, koty pooperacyjne, dokarmianie etc. Znajomi, którzy się o tym dowiadują, reagują różnie. Jedni mówią "super, będzie nas więcej", inni "rewelacja, ale ja bym się na to nie zdobył", jeszcze inni "ojapie*dole co ci do łba strzeliło, jak ja nienawidzę tych fałszywych kotów, weź to olej".
I właśnie ta ostatnia reakcja tak mnie dziwi. Kotów nigdy nie mieli, nie mieli z nimi do czynienia, opinię wyrabiają na podstawie - wg mnie absolutnie bezpodstawnych - stereotypów. Że wredne, że złośliwe, że przegryzają tętnice i zagryzają z zazdrości niemowlaki.
W ciągu tych ostatnich dni zapaliła mi się ostrzegawcza lampka - ok., możesz nie "lubić" kotów/psów/chomików/koni/ptaków/żółwi (tak tak, są i fundacje opiekujące się takimi zwierzętami) ale na boga, dlaczego wyrażasz tę opinię w tak agresywny sposób i to prosto w oczy komuś, kto właśnie poświęca swój czas i pieniądze ratowaniu takowych?
Żeby była jasność - żadnej z tych osób nie "wciskałam" kota ani nie przekonywałam, że "to nie tak, a koty są wspaniałe". Nie. Zabolał mnie brak empatii - i w stosunku do mnie i do podopiecznych. No i mowa o znajomych nie ze sklepowej kolejki, a o ludziach, z którymi regularnie się spotykamy co 3-4 tygodnie. Chodzimy na kolacje, na imprezy, przyjmujemy ich w domu, rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Dobrzy znajomi, z którymi jakoś przez ostatnie lata nie rozmawialiśmy o zwierzętach - nie było pretekstu. Aż się pojawił.
Abstrahuję od jakiegokolwiek zrozumienia i wsparcia postępowania. Dla mnie to naturalne - jeśli ktoś, kogo lubię i kogo znam informuje mnie o swoim "dziwacznym", lecz wciąż nieszkodliwym postępowaniu to mówię po prostu "OK". Przyjmuję do wiadomości. Nie muszę rozumieć, wystarczy, że uszanuję.
Skąd taka agresja?
Wpadłam "w koty" - dom tymczasowy, koty pooperacyjne, dokarmianie etc. Znajomi, którzy się o tym dowiadują, reagują różnie. Jedni mówią "super, będzie nas więcej", inni "rewelacja, ale ja bym się na to nie zdobył", jeszcze inni "ojapie*dole co ci do łba strzeliło, jak ja nienawidzę tych fałszywych kotów, weź to olej".
I właśnie ta ostatnia reakcja tak mnie dziwi. Kotów nigdy nie mieli, nie mieli z nimi do czynienia, opinię wyrabiają na podstawie - wg mnie absolutnie bezpodstawnych - stereotypów. Że wredne, że złośliwe, że przegryzają tętnice i zagryzają z zazdrości niemowlaki.
W ciągu tych ostatnich dni zapaliła mi się ostrzegawcza lampka - ok., możesz nie "lubić" kotów/psów/chomików/koni/ptaków/żółwi (tak tak, są i fundacje opiekujące się takimi zwierzętami) ale na boga, dlaczego wyrażasz tę opinię w tak agresywny sposób i to prosto w oczy komuś, kto właśnie poświęca swój czas i pieniądze ratowaniu takowych?
Żeby była jasność - żadnej z tych osób nie "wciskałam" kota ani nie przekonywałam, że "to nie tak, a koty są wspaniałe". Nie. Zabolał mnie brak empatii - i w stosunku do mnie i do podopiecznych. No i mowa o znajomych nie ze sklepowej kolejki, a o ludziach, z którymi regularnie się spotykamy co 3-4 tygodnie. Chodzimy na kolacje, na imprezy, przyjmujemy ich w domu, rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Dobrzy znajomi, z którymi jakoś przez ostatnie lata nie rozmawialiśmy o zwierzętach - nie było pretekstu. Aż się pojawił.
Abstrahuję od jakiegokolwiek zrozumienia i wsparcia postępowania. Dla mnie to naturalne - jeśli ktoś, kogo lubię i kogo znam informuje mnie o swoim "dziwacznym", lecz wciąż nieszkodliwym postępowaniu to mówię po prostu "OK". Przyjmuję do wiadomości. Nie muszę rozumieć, wystarczy, że uszanuję.
Skąd taka agresja?