Taka już jest zasada rynku, że gdy ktoś osiągnie sukces ze swoim
produktem, to momentalnie pojawią się naśladowcy, którzy będą
próbowali na tym osiągnięciu się wybić. I już po chwili serwisy
aukcyjne zalane zostają podróbkami próbującymi nieudolnie
imitować pierwowzór. Kto by się spodziewał, że taka sama zasada
funkcjonuje w świecie zbrodni…?
Zwyrodniali mordercy, nieuchwytni dusiciele, nożownicy o iście
sadystycznym modus operandi, gwałciciele wieńczący swe akty
cięciem ofiar na kawałki, obślizgli kanibale... – takie
sensacyjne tematy zawsze poruszają naszą wyobraźnią. Co kryje się
w umyśle tych chorych jednostek? Czy czują oni jakiekolwiek wyrzuty sumienia? Na szczęście dla większości z
nas sprawa kończy się co najwyżej na fascynacji tymi tematami. Nikomu
normalnemu nie przychodzi do głowy, aby
empirycznie sprawdzić, jak
to jest być paskudnym złodupcem. Tymczasem sławni mordercy dla
niektórych niestabilnych psycholi stali się prawdziwą inspiracją i wzorem do
naśladowania. Tak, znani z kart historii zwyrodnialcy doczekali się
własnych, mniej lub gorszych, „podróbek”!
W 2008 roku Derek
Brown, 47-letni ojciec siódemki dzieci, postanowił pójść w ślady Kuby Rozpruwacza. Swoje polowania urządzał w
Whitechapel – dzielnicy, gdzie 120 lat wcześniej działał słynny
londyński morderca.
Różnica między oboma panami jest taka, że
Kuba oprócz pięciu „kanonicznych” ofiar mógł pozbawić życia
znacznie więcej kobiet.
No i był na tyle przebiegłym sukinsynem,
że nigdy nie dał się złapać. Tego już nie można powiedzieć o
Dereku. Po tym, jak zabił on dwie panie, policja szybko wpadła na
jego ślad. W mieszkaniu Browna znaleziono sporo krwi należącej do
obu ofiar. Syf panujący w jego lokum związany był z tym, że
morderca postanowił rozczłonkować ciała kobiet w wannie. Udało
mu się to, ale bałaganu nie posprzątał zbyt dokładnie, dzięki
czemu stróże prawa mieli sporo materiału do analizowania.
Derek trafił do
pierdla na 30 lat. W międzyczasie policja znalazła dowody łączące
Browna z sześcioma innymi napadami o podłożu seksualnym, więc być
może londyński „podrabianiec” posiedzi jednak troszkę dłużej.
Na przełomie lat
60. i 70. ubiegłego wieku w San Francisco działał morderca
ukrywający się pod ksywką Zodiak. Była to postać z dużym
„parciem na szkło”. Dość regularnie pisał on listy do prasy, bardzo często zaszyfrowane. Zodiak
przyznał się łącznie do wysłania na tamten świat 37 osób.
Warto dodać, że śledztwo w jego sprawie nigdy nie zostało
zamknięte,
a sam morderca nie trafił w ręce sprawiedliwości.
Dwadzieścia lat po
ostatnim zabójstwie przypisywanym Zodiakowi, ktoś zaczął zabijać
mieszkańców Nowego Jorku. Zazwyczaj śledził on swoje ofiary, a
następnie pozbawiał je życia za pomocą broni – prawdopodobnie
samoróbki. W miejscu zbrodni bandyta pozostawiał
charakterystyczny
znak, którym niegdyś posługiwał się słynny morderca z San
Francisco. Naśladujący go przestępca pisał bardzo podobne listy
do prasy. Niestety nawet najlepsza imitacja zawsze pozostanie tylko
imitacją – mężczyznę udało się zidentyfikować przez kardynalny wręcz błąd, który ten popełnił.
Heriberto „Eddie” Seda, bo tak się „podróba” Zodiaka
zwała, zostawił wyraźne odciski palców na jednym z listów.
Został też rozpoznany przez jednego ze świadków jego morderstwa.
Wpadł w ręce policji po tym, jak pokłócił się ze swoją
przyrodnią siostrą i jej chłopakiem. W pewnej chwili Seda
wyciągnął broń i strzelił siostrze w tyłek, gdy ta usiłowała
uciec z domu przez frontowe drzwi. Ranna dziewczyna zdołała dobiec
do domu sąsiadów i wezwać stróżów prawa. Po godzinnej
strzelaninie Heriberto został schwytany i oskarżony o zabicie trzech osób.
W chwili, kiedy to czytacie,
od 28 lat siedzi już w pierdlu. Zostało mu jeszcze 210 wiosen
gnicia w celi…
Kto powiedział, że
tylko prawdziwi mordercy zasługują na swych naśladowców? W 1996
roku światowym przebojem był horror Wesa Cravena pt. „Krzyk”.
Parę lat po premierze tego filmu Thierry Jaradin, 24-letni kierowca
taksówki, poczuł się wielce dotknięty tym, że 15-letnia córka
jego sąsiadów odrzuciła jego amory, więc postanowił ją zabić w
stylu ekranowego zabójcy. Kupił sobie płaszcz i charakterystyczną
maskę, a następnie zaopatrzywszy się w dwa kuchenne noże,
wtargnął
do domu rodziców dziewczynki i ją zaszlachtował. Nieszczęśnica zarobiła łącznie 30 ciosów. Psychol zadbał nawet o to, aby jedna z ran
przypominała obrażenie, które swojej ofierze zadał ekranowy
Ghostface. Po wszystkim Jaradin poinformował o swoim „dokonaniu”
policję.
Warto dodać, że
sama fabuła „Krzyku” inspirowana była prawdziwymi wydarzeniami,
które w 1990 roku wstrząsnęły mieszkańcami Gainesville. Wówczas
to tajemniczy mężczyzna uzbrojony w noże zabił pięcioro
studentów. Ostatecznie przestępca został złapany – okazał się
nim niejaki Danny Rolling, niestabilny emocjonalnie chłopak,
który w dzieciństwie był gnębiony przez swojego ojca (którego
również planował zamordować).
Mimo że znakomite
działo Olivera Stone’a pt. „Urodzeni mordercy” to ironiczna
krytyka amerykańskich mediów, które to obsesyjnie wręcz karmią
swych widzów przemocą i tanią sensacją, produkcja ta znajduje
się na czele filmów inspirujących chorych poj#bów do robienia
głupich rzeczy.
W 1995 roku para amerykańskich osiemnastolatków,
Sarah Edmondson i jej chłopak Benjamin James Darras, wspólnie
obejrzeli „Urodzonych morderców” i postanowili pójść w ślady
tytułowych złoczyńców. Spakowali więc manatki do auta i ruszyli
„na łowy”. Ich pierwszą ofiarą był pewien pracownik
przędzalni w mieście Hernando w stanie Missisipi. Darras strzelił
mężczyźnie w głowę z bardzo bliskiej odległości, a następnie
wziął sobie na pamiątkę kawałek jego, splamionej krwią,
koszuli. Kolejnego morderstwa dokonała Edmondson, która strzeliła
do Patsy Byers – kasjerki w sklepie spożywczym. Kobieta przeżyła
atak, ale
została permanentnie sparaliżowana.
Krótko po tym napadzie para
została złapana, a Byers, która – jak się okazało – przyjaźniła
się ze znanym pisarzem Johnem Grishamem, za jego radą wytoczyła
prawne działa nie tylko przeciw swoim oprawcom, ale i samemu
Oliverowi Stone’owi oraz firmie Time Warner, odpowiadającej za wyprodukowanie „Urodzonych morderców”. Niestety, sąd
powołując się na tzw. Pierwszą Poprawkę Konstytucji Stanów
Zjednoczonych, gwarantującą obywatelom wolność słowa oraz swobody artystycznego przekazu,
oddalił sprawę.
Tymczasem Benjamin
Darras nadal odbywa karę pierdla, podczas gdy jego ukochana (która została
skazana na 30 lat więzienia) po dwunastu latach odsiadki została
warunkowo zwolniona.
W 1996 roku miała
miejsce najkrwawsza masowa zbrodnia w historii Wielkiej Brytanii.
Dowódca lokalnych skautów – 43-letni Thomas Watt Hamilton
– podjechał swoim autem pod drzwi szkoły podstawowej w miasteczku
Dunblane, a następnie uzbrojony w dwa pistolety wkroczył do
budynku, aby urządzić sobie okrutną strzelnicę.
Jak
możecie się domyślać – głównymi ofiarami tej „zabawy” były dzieci.
Mężczyzna dostał się do sali gimnastycznej, gdzie grupa
pierwszoklasistów czekała na lekcję. Tam zaczął strzelać do
dzieciaków jak do kaczek. Zabił 16 maluchów i poważnie ranił
kilkanaścioro innych. Potem Hamilton wyszedł z pomieszczenia, aby postrzelać sobie do kilku innych osób – m.in. w bibliotece i klasie znajdującej się poza głównym budynkiem szkoły. Ostatecznie wrócił
jednak do sali gimnastycznej, gdzie – wyraźnie zadowolony ze swego
dzieła – włożył lufy obu swych spluw do ust i odebrał sobie swe nędzne życie.
Masakra ta
wstrząsnęła Wielką Brytanią, a media długo poświęcały uwagę
temu tematowi. Wieści o krwawej jatce dotarły także do Australii i
zrobiły ogromne wrażenie na Martinie Bryantcie. Był to mężczyzna
z lekkim upośledzeniem psychicznym, prawdopodobnie cierpiący na
schizofrenię. W dzieciństwie lubił torturować zwierzęta i
wykazywał zachowania psychopatyczne. Po śmierci swych rodziców Martin poważnie rozważał popełnienie samobójstwa. Wydarzenia z Dunblane
sprawiły jednak, że poczuł nagłą potrzebę zorganizowania
podobnej masakry.
Najpierw udał się do pensjonatu, który wcześniej
chciał kupić ojciec Bryanta. Ofertę sprzed nosa zgarnęli mu
wówczas David i Noelene Martinowie. Młody mężczyzna uważał, że
zrobili to na złość, co doprowadziło jego tatę do załamania
nerwowego, zwieńczonego
skutecznym targnięciem się na własne życie. Bryant
udał się więc do pensjonatu i zamordował małżeństwo, na
odchodnym kradnąc jego broń.
Parę godzin później Martin dotarł do
miejscowości Port Arthur. Wszedł do jednego z barów i zamówił
jedzenie. Po zaspokojeniu głodu udał się na tył knajpy i
postawił na stole kamerę. Następnie wyjął z torby
półautomatyczny karabinek Colt AR-15 SP1 i
w ciągu kilkunastu
sekund zabił za jego pomocą dwanaście osób, a kilkanaście
innych poważnie ranił. Chwilę potem dostał się do drugiej części lokalu, gdzie
zamordował kolejnych osiem osób.
Martin wybiegł na parking i w
drodze do swego auta zastrzelił czterech przechodniów.
Przejechawszy trzysta metrów, zobaczył kobietę z dwójką dzieci.
Zatrzymał więc pojazd i oddał strzały w jej kierunku, zabijając ją
oraz jedną z jej pociech. Drugiemu dzieciakowi udało się uniknąć
pocisku. Martin wyszedł więc z auta i posłał celny strzał do
uciekającego chłopca. Po chwili Bryant jechał ukradzionym BMW,
którego wszystkich czterech pasażerów uprzednio zamordował.
Po drodze zatrzymał pojazd, aby zastrzelić kolejną kobietę, natomiast facetowi, który jej towarzyszył, kazał wsiąść do bagażnika auta. Razem ze swym żywym „bagażem”
wrócił do pensjonatu, gdzie
pozostawił zwłoki Davida i Noelene. Zabarykadował się tam z zakładnikiem, żądając od policji transportu wojskowym helikopterem
na lotnisko. W toku negocjacji zabił towarzyszącego mu mężczyznę,
a po kilkunastu godzinach obławy podpalił nieruchomość i podjął próbę
ucieczki. Na szczęście nieudaną. Dość poważnie poparzony, szybko został złapany.
Bryanta skazano na 35-krotne dożywocie plus 1652 lata dodatkowej odsiadki. Istnieje
więc całkiem spora szansa,
że z pierdla nie wyjdzie już nigdy...Źródła:
1,
2,
3,
4,
5,
6
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą