Dzisiaj:
- „Dragon Ball” powraca na ekrany
- Twórcy „Drużyny A” zdradzili, jaki absurdalny wymóg dostali od stacji telewizyjnej
- Jean-Claude Van Damme już w 2001 roku przewidział przyszłość branży filmowej i nadejście streamingu
- Wiadomo, o ile Netflix podniesie ceny abonamentu
Mamy tu fanów „Dragon Balla”? Jeśli tak, to mam dla was bardzo dobre wieści. Po pięcioletniej nieobecności anime „Dragon Ball” w końcu powraca. Chodzi o serię zatytułowaną „Daima”, nad którą właśnie trwają prace.
https://youtu.be/CYcrmsdZuyw?si=E1tAf9uxVh1Yz0x4Nowa seria ma ujrzeć światło dzienne w przyszłym roku, jednak odbiór jej zapowiedzi wśród fanów jest, delikatnie mówiąc, dość... zróżnicowany. Są tacy, którzy niesamowicie cieszą się z powrotu swoich ulubionych bohaterów, a są też tacy, którzy nie spodziewają się po „Daima” za wiele i porównują serię z najgorszym, co spotkało „Dragon Balla”, czyli z serią „Dragon Ball GT”.
Jak będzie w rzeczywistości? Trudno stwierdzić, trzeba uzbroić się w cierpliwość i jeszcze trochę poczekać.
Losy platformy streamingowej HBO są bardziej zakręcone niż losy bohaterów w serialu „Moda na sukces”. W dość krótkim czasie mieliśmy do czynienia z naprawdę wieloma zmianami. Pierwotnie HBO zmieniło się na HBO Max i kiedy wydawało się, że to już wszystko, właściciele zrobili kolejne ruchy, które zaowocowały przemianowaniem HBO Max na samo Max.
Póki co w Polsce mamy jeszcze HBO Max, choć w takich Stanach Zjednoczonych korzystają już z Max. To długo nie potrwa, bowiem już wiosną przyszłego roku kolejne 22 kraje mają uzyskać dostęp do platformy stanowiącej owoc mariażu HBO Max i Discovery+.
Raczej nie sądzę, aby właściciele platformy zechcieli utrzymać ten sam pułap cenowy przy znacznym wzbogaceniu oferty. Należy się więc prawdopodobnie spodziewać przynajmniej minimalnych podwyżek.
Pamiętacie jeszcze „Drużynę A”? Pewnie wielu z was zachwycało się nią przed telewizorami i z niecierpliwością oczekiwało kolejnych odcinków przygód najemników, którymi dowodził sam Hannibal.
Serial swego czasu cieszył się ogromną popularnością i święcił triumf za triumfem w USA. Nic zresztą dziwnego, był on wyświetlany w popularnej telewizji NBC w godzinach bardzo wysokiej oglądalności (a więc o godzinie ósmej). Okazuje się jednak, że właściciele stacji mieli swoje wymagania co do serialu i postawili twardy warunek twórcom. Podzielił się nim niedawno Mark Jones w jednym z
wywiadów:
Mieliśmy taką umowę: miała być stacja NBC i godzina ósma. Szef stacji, Brandon Tartikoff, kupił program, który stworzyli Frank [Lupo] i Steve [J. Cannell]. Oni powiedzieli: „Potrzebujemy tych gości, żeby mieli broń, karabiny maszynowe i tak dalej”. W latach 80. było zupełnie inaczej. Odpowiedzieli nam na to: „OK, pozwolimy wam na strzelaninę i eksplozję, ale nie możecie nikogo zabić”. Jak możecie zauważyć, gdy strzelali do samochodu, ten się przewracał, a później zawsze było ujęcie gości wypełzających z pojazdu. To było trochę zabawne. Prawie jak animacja na żywo. Nikt nie zginął, a to dlatego, że NBC powiedziało: „Jedynym sposobem, aby strzelać o ósmej rano, jest to, że nie można nikogo zabić”.
Spodziewaliście się, że Jean-Claude Van Damme oprócz bycia twardzielem od czasu do czasu przewidywał również przyszłość? Być może on sam nie był tego świadomy, ale w trakcie wywiadu z 2001 roku w kanadyjskim talk-show
Tout le monde en parlem Van Damme z przerażającą dokładnością przewidział przyszłość przemysłu
filmowego:
Będę próbował zaistnieć w świecie mediów online. Za pośrednictwem Internetu będziemy udostępniać filmy, na początek po jednym z każdego kraju, wejdziemy do sieci i będziemy przesyłać je za pomocą anten.
Będziemy mogli dotrzeć do 250 milionów widzów. Film będzie kosztował zaledwie 1,99 dolara, ale w ten sposób obejrzą go ludzie z całego świata, nawet ci biedni. Każdy będzie mógł nacisnąć przycisk, bez konieczności 40-godzinnego pobierania filmu.
Brzmi znajomo? Wiele osób twierdzi, że tak. I choć sam Van Damme nie do końca brał udział w rewolucji filmowej, to już 22 lata temu zdawał sobie doskonalę sprawę z tego, jak będzie przebiegała ewolucja przemysłu filmowego.
https://youtu.be/a08RrgHMmME?si=7p_OIrUDHXKJNxpiNetflix nie patyczkuje się ze swoimi abonentami. Na początku platforma zachęcała do szczodrego dzielenia się hasłami do konta ze znajomymi, po czym brutalnie zakazała tej praktyki i w podły sposób zaczęła z nią walczyć. Kolejnym sposobem na przeciwdziałanie malejącym przychodom musiały być oczywiście podwyżki cen abonamentu. Nikt jednak nie spodziewał się, że nastąpi to tak szybko...
Początkowe plotki w krótkim czasie zamieniły się w realne doniesienia. I jeśli wydawało wam się, że podwyżki na pierwszych rynkach nadejdą dopiero po nowym roku, to byliście w błędzie, bowiem w USA, Wielkiej Brytanii i Francji ceny już zaczęły się zmieniać, i to
diametralnie.
Dość ciekawy jest fakt, iż podwyżki wcale nie są na stałym poziomie. Weźmy na przykład takie Stany Zjednoczone, gdzie najtańszy pakiet podrożał z 9,99 USD do 11,99 USD, a najdroższy z 19,99 USD do 22,99 USD.
Z kolei w Europie sprawy wyglądają... jeszcze gorzej. I tak najtańszy pakiet podrożał z dotychczasowych 7,99 EUR do 10,99 EUR, natomiast najdroższy z 17,99 EUR do 19,99 EUR. Jakich cen należy spodziewać się w Polsce? Trudno stwierdzić. W najlepszym razie spotkają nas 20-procentowe podwyżki, w najgorszym niemal 40-procentowe.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą