Czy ssanie języka Dalajlamy pomoże nagłośnić sprawę pedofilii w buddyjskich klasztorach?
coldseed
·
15 kwietnia 2023
32 351
127
99
Wreszcie! Doczekałem momentu, kiedy to na oczach całego świata
rozpadają się religijne autorytety. Te same, które miały być
moralnym kompasem dla swoich wyznawców, naznaczonymi przez boskie siły, nieskazitelnymi pod
każdym względem, figurami. Podczas gdy właśnie następuje
przepiękna dekompozycja jedynego prawdziwego, bo polskiego, papieża,
świat zadrżał, kiedy to opublikowany został krótki filmik
przedstawiający Dalajlamę usiłującego nakłonić małego
chłopczyka do ssania jego świętobliwego ozora.
W dzisiejszym odcinku:
- Nintendo naprawi swoje konsole w Polsce – nawet po upływie gwarancji
- Sony w najnowszym patencie otwarcie nazywa sprzęt konkurencji „gorszym”
- Twórcy gry Ark: Survival Evolved w niecodzienny sposób zareagowali na krytykę i podwyższyli początkową cenę gry
- Ktoś udostępnił tajne rządowe akta na forum Minecrafta, aby wygrać dyskusję
- Taki strzał zdarza się jeden na miliard. Gracz CS: GO i jego spektakularne zwycięstwo
Nintendo niedawno ogłosiło coś, co z pozoru może wydawać się
mało ważne, jednak dla posiadaczy konsol Nintendo Switch oznacza to bardzo
wiele. Chodzi o rozszerzenie programu naprawczego Nintendo o kilka dodatkowych
państw europejskich. Jak się zapewne domyślacie po tytule dotyczy to również
Polski.
Nie chodzi jednak o możliwość pogwarancyjnej, darmowej
naprawy każdej drobnej awarii w konsoli Nintendo Switch. Chodzi o pewien
specyficzny rodzaj awarii, z którym boryka się wielu posiadaczy Switcha. Mowa o
tzw. dryfujących Joy-Conach.
Chodzi o sytuację, kiedy to gałki analogowe w kontrolerach
Nintendo Switch nie działają prawidłowo. Najczęściej da się to zauważyć w
chwilach bezczynności, kiedy to analogi nagle zaczynają same z siebie się
poruszać.
https://youtu.be/Ta5QHjbFpkU
Nintendo zapewni więc naprawę kontrolerów dotkniętych
podobną wadą nawet po upływie okresu gwarancyjnego.
Klienci nie będą już proszeni o dostarczenie dowodu zakupu, żeby móc naprawić Joy-Con. Dodatkowo nie jest konieczne potwierdzanie statusu gwarancji. Jeśli klient zażąda zwrotu wcześniej opłaconej naprawy Joy-Cona [...], należy potwierdzić wcześniejszą naprawę, a następnie wysłać zwrot pieniędzy.
Ważne jest jednak, aby
Joy-Cony były w stanie nienaruszonym. Przypadki, kiedy właściciele próbowali
coś przy nich grzebać na własną rękę, będą odrzucane.
Jeśli więc macie problem z dryfującymi analogami w swojej
konsoli Nintendo Switch, to może dobry moment, aby to naprawić? Zanim jednak
skontaktujecie się z supportem Nintendo, spróbujcie skalibrować swoje Joy-Cony,
albo po prostu wyczyścić je z zewnątrz i przedmuchać. To naprawdę czasem
pomaga.
Nie od dzisiaj wiadomo, że producenci konsoli od Sony lubią
mówić o swoim urządzeniu jako o czymś lepszym. Nic zresztą dziwnego… wiele
generacji PlayStation zwyciężało wojnę z Xboxem i triumfowało nad urządzeniami
od konkurencji. Teraz jednak Sony wprost nazwało sprzęt od innych producentów mianem
„gorszego”.
Cała sprawa wypłynęła przy okazji wniosku patentowego
złożonego przez Sony. Dotyczy on „uniwersalnego kontrolera”, który miałby
współpracować z wieloma aplikacjami i konsolami. Na uwagę w tym wypadku zasługuje
na pewno nie pomysł, który wcale tak nowatorski nie jest, a język, jakim został
on
opisany.
Sprzęt ten ma bowiem obsłużyć:
komputer osobisty, system rozrywki domowej (np. PlayStation
2, PS3 lub PS4), przenośne urządzenie do gier (np. PSP lub Vita) lub system
rozrywki domowej od innego, choć gorszego producenta.
I to właśnie słowo „gorszego” wzbudziło najwięcej
kontrowersji. Eksperci zwracają
uwagę,
że Sony już nie po raz pierwszy wykorzystuje wnioski patentowe, aby w sposób
zakrawający o propagandę sławić dobre imię swoich urządzeń, poprzez ubliżanie konkurencji.
Dzieje się to mniej lub bardziej regularnie od ponad 10 lat,
jednak nikt wcześniej nie zwracał na to większej uwagi. Ciekawym jest również
to, że nikt wcześniej nie nakazał Sony, aby przestali używać takiego języka w
swoich wnioskach patentowych, bo jest to po prostu mało profesjonalne, a
przypomina bardziej przekomarzających się w piaskownicy dzieciaków.
Studio Wildcard postanowiło w ostatnim czasie mocno wkurzyć
swoich największych fanów. Twórcy bardzo popularnej gry survivalowej Ark:
Survival Evolved zdecydowali się wykonać kilka dziwnych ruchów, które nie zostały
za dobrze odebrane.
Zaczęło się od kolejnego opóźnienia gry Ark 2. Zapowiadana
na rok 2023 następczyni pierwszej części, teraz ma ukazać się dopiero w
przyszłym roku. Żeby jednak fanom nie zrobiło się smutno, to studio Wildcard
postanowiło wypuścić remaster oryginalnego Arka.
Pewnie nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, iż
remaster będzie płatny. Mało tego! Nie dość, że płatny, to jeszcze w chwili
jego premiery oficjalne serwery oryginalnej gry zostaną całkowicie i nieodwracalnie
wyłączone.
W cenie 50 dolarów graczom zostało zaproponowane Ark Survival
Ascended (czyli remaster) oraz gra Ark 2. Wszystko w jednej cenie. Początkowo
pakiet ten miał nie obejmować dodatków do zremasterowanej wersji (te gracze
mieli kupić osobno).
Społeczność skupiona wokół gry rozpoczęła bojkot całego
przedsięwzięcia, uważając pomysł za idiotyczny. Studio Wildcard zareagowało na
to dość szybko, jednak nie w taki sposób, którego wszyscy się spodziewaliśmy.
Teraz bowiem gra Ark Survival Ascended wyceniona została na
60 dolarów i nie będzie już w sobie zawierać Ark 2. Będzie jednak zawierać wszystkie
dodatki do oryginalnej wersji. Czy to lepiej? Oczywiście, że nie, bo za grę Ark
2 będzie trzeba zapłacić osobno.
Naszą intencją było zapewnienie pakietu dwóch produktów w
cenie jednego. Nie był to jednak najlepszy ruch. To nasza wina; połączenie Ark
Survival Ascended z Ark 2 i przyszłymi DLC nie byłoby optymalne, zwłaszcza że
nie moglibyście ocenić sequela, bo żadna zawartość nie byłaby jeszcze dostępna.
Co ciekawe w oryginalną grę Ark: Survival Evolved nie będzie
się już dało zagrać w sieci (wyłączone oficjalne serwery), no chyba że na
serwerach prywatnych. Dodatkowo gracze stracą swój cenny postęp z gry.
Przypomnę tylko, że Ark jest jedną z tych gier, gdzie najbardziej hardkorowi
fani spędzają dziesiątki tysięcy godzin. I to wcale nie jest przesadą. Nic więc
dziwnego, że wielu z nich odczuwa z tego powodu frustrację.
Czego to człowiek nie zrobi, aby mieć rację i wygrać
dyskusję. Okazuje się, że jest w stanie posunąć się nawet do czynów wielce…
nierozważnych, jak na przykład
wyciek tajnych, wojskowych dokumentów armii USA.
I choć brzmi to jak wyjęte żywcem ze scenariusza kiepskiej
komedii szpiegowskiej, to jednak zdarzyło się naprawdę. Jeden z użytkowników minecraftowego
serwera na Discordzie, postanowił posłużyć się zdjęciami tajnych dokumentów,
aby zatkać usta swojemu oponentowi i udowodnić swoją rację.
Wiele z nich opatrzonych było klauzulą „ściśle tajne” lub „nie
pokazywać obcokrajowcom”. Dotyczyły one działań na Ukrainie związanych z
trwającą tam obecnie wojną. Na chwilę obecną nie wiadomo, czy przytoczone
dokumenty były prawdziwe, czy może to tylko falsyfikat lub część jakiejś akcji
dezinformacyjnej.
Wiadomo natomiast, że sprawę badają odpowiednie służby, a we
wszystko zaangażowani są również administratorzy Discorda.
Eksperci donoszą, że dokumenty wisiały na serwerze już od około
miesiąca, jednak nie były one zauważone przez użytkowników do momentu użycia
ich jako argumentu w dyskusji.
Takie rzeczy nie zdarzają się zbyt często, więc grzechem
byłoby o tym nie napisać. Chodzi o niespotykane wręcz szczęście, które spotkało
jednego z graczy Counter-Strike: Global Offensive. Mężczyzna za pomocą jednego
strzału z karabinu snajperskiego (AWP) wyeliminował wszystkich członków drużyny
przeciwnej (a było ich pięciu).
Niezwykłym szczęściarzem był gracz o nicku Sp1cay, a
wyglądało to w ten sposób:
https://youtu.be/Z899M4v2NL8
Wiele osób zarzuca mu oszustwo i twierdzi, że klip został
odpowiednio spreparowany. Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, jak wiele
przygotowań wymagałoby zainscenizowanie czegoś podobnego i jak precyzyjnym
trzeba być, aby coś podobnego odtworzyć.
Niektórzy zwrócili również uwagę na to, że był to cały ciąg
szczęśliwych okoliczności. Dwóch ostatnich wrogów nie zginęłoby bowiem od
strzału z karabinu snajperskiego, gdyby nie to, że wcześniej otrzymali już
jakieś obrażenia od ciśniętego w ich stronę granatu.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą