Zadziwiało mnie, jak mnóstwo starych rzeczy jest dookoła i jak świetnie wkomponowane są w codzienne życie. Na przykład w Wielkiej Brytanii, kiedy byłem w pubie stojącym w tym samym miejscu od XI wieku. Albo kiedy jadłem obiad w restauracji wkomponowanej w XVIII-wieczną katedrę. Albo kiedy w Pradze nocowałem w hotelu, który działa od XV wieku.
Kiedyś poszedłem na obiad do restauracji w Tuluzie, we Francji. Kiedy jedzenie trafiło na stół, zapytałem: "A gdzie reszta?". Kelnerka zaśmiała się, bo wiedziała o co chodzi - częściowo wychowywała się w Kanadzie (ja jestem z Brooklynu, porcje mamy tam ogromne). Powiedziała, żebym po prostu to zjadł i jeśli nadal będę czuł się głodny, to mogę zamówić kolejną porcję. Kiedy dojadałem ostatni kęs, miałem wrażenie, że więcej bym nie wcisnął. To było moje największe zaskoczenie: kiedy zdałem sobie sprawę, jak pożywne i dobrej jakości jedzenie tam mają.
Byłem ze znajomymi w Danii. Najbardziej zdziwiłem się wtedy, kiedy zdałem sobie sprawę, że w ciągu tygodnia poznałem mnóstwo nowych ludzi i nie mam pojęcia, jak zarabiają na życie. Ani razu nie rozmawialiśmy na temat pracy lub szkoły.
Podróżowaliśmy po Hiszpanii i w pewnym momencie na słupach energetycznych przy drodze zauważyliśmy OGROMNE ptasie gniazda. Były co najmniej dwukrotnie większe niż gniazda orłów, które miałem okazję widzieć. I było ich naprawdę dużo!
Potem zauważyliśmy w nich ogromne ptaki! Zatrzymaliśmy się i zaczęliśmy robić zdjęcia. Wyglądało to bardzo dziwnie, bo nikt inny się nie zatrzymywał. U siebie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że ludzie się zatrzymują, kiedy widzą jakieś orły, rybołowy czy inne duże ptaki.
Kilka dni później rozmawialiśmy z niemiecką turystką i podnieśliśmy temat tych ptaków. Myślała, że żartujemy. Potem zaczęła się śmiać.
- Bociany. To są bociany, no przecież! Nie wiedzieliście? Są wszędzie i potrafią być niezłym utrapieniem. Nie macie bocianów w Stanach?
- Yyy, nie?
Spojrzała na nas lekko zaskoczona.
- Skoro nie macie bocianów, to kto przynosi dzieci w opowiastkach dla najmłodszych?
- Bociany.
- No i jak to niby ma działać?
I wtedy zdaliśmy sobie sprawę, że historie o bocianach mają znacznie więcej sensu, kiedy masz je wokół siebie na drzewach, kominach, słupach i innych wysokich miejscach.
Zamówiłem piwo w McDonald's mając 16 lat.
Szok przeżyłem w szpitalu, gdzie miałem robione prześwietlenie, rozmawiałem z dwoma lekarzami, zajmowała się mną pielęgniarka i to wszystko bez ubezpieczenia. Po wszystkim dostałem rachunek na 24 euro. Potem musiałem jeszcze dopłacić 10 euro za środku przeciwbólowe.
Więc mówicie, że ile macie dni płatnych urlopów? I chorobowego? I macie publiczną służbę zdrowia? I wcale nie żyjecie w socjalistycznym piekle, jak mi wmawiano? Ameryko, okłamałaś mnie!
W Niemczech mieli czyściutką, pyszną wodę w kranach, ale nikt jej nie pił i nazywali ją "wodą toaletową".
Kiedy kupowałem bilety na mecz piłkarski we Włoszech, musiałem powiedzieć, której drużynie kibicuję, żeby wiedzieli, gdzie mnie posadzić na trybunach. A potem w trakcie meczu ludzie zaczęli podpalać jakieś rzeczy.
Kiedy byłem w Pradze, woda kosztowała dwa razy więcej niż piwo.
W Europie kelnerzy dostają normalną pensję, przez co nie ma wymogu dawania napiwków. Jedzenie w restauracji jest dużo spokojniejsze i płynie wolniej niż w Ameryce. Kelnerzy nie próbują wywalić cię z restauracji, jak tylko skończysz jeść.
Dla mnie największym szokiem był... powrót do Stanów. Miałem wrażenie, jakby cofnięto mi aktualizację systemu.
Francuskie masło zmusiło mnie do zatrzymania się na moment i refleksji nad pięknem życia. Nie wiedziałem, że masło może być lepsze, ale... jasny gwint! Było tak bardzo kremowe.
Jeśli jest napisane, że coś kosztuje 5 euro, to płacisz właśnie tyle - 5 euro. Podatek jest już wliczony.
Większość sklepów jest pozamykana w niedzielę. Nawet spożywcze.
W Hiszpanii wszyscy wydają się szczupli, a mógłbym przysiąc, że każdy wpierdziela bochenek chleba każdego dnia.
W Lizbonie byłem z siebie dumny, że będę jadł późno obiad - tak jak miejscowi, o 21... Wchodzę do restauracji, a tam pusto. Kiedy skończyłem jeść o 22, miejsce dopiero się zapełniło.
W Hiszpanii sjesta naprawdę funkcjonuje. Myślałem, że to jakiś stary zwyczaj kultywowany przez garstkę ludzi. A tu zonk, wszystko pozamykane na dwie godziny. Nawet w miejscach obleganych przez turystów 99% usług jest zamknięte.
Zaskoczyło mnie, że standard życia jest tam podobny jak u nas, ale wszystko jest mniejsze. Mniejsze mieszkania, mniejsze samochody, mniejsze sklepy spożywcze... mniej masła orzechowego w sklepach spożywczych.
Nagość dookoła. Czasopisma dla dorosłych wystawione za szybką pośrodku miasta. Wielki penis namalowany na ścianie, co nikogo szczególnie nie obchodziło. Zdałem sobie sprawę, jakie z nas w Stanach świętoszki.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą