Stwierdzenie, że reklamy mają odzwierciedlać poziom jak największej części społeczeństwa, wydaje się być bardzo obraźliwe. Gdyby jednak nie było prawdą, to czy producentom opłacałoby się inwestować w tę serię idiotyzmów, jaka wylewa się nieprzerwanie z telewizji czy radia?
Nie od dzisiaj wiadomo, że reklamy promują całkowicie nierealistyczne ideały, wpędzając ludzi w kompleksy i próbując nakłonić ich do zakupu
cudownych produktów, które odmienią ich życie (stąd, chociażby kremy na zmarszczki dla osób 40+ reklamowane przez dwudziestolatki). Generalnie nikt praktycznie nic sobie z tego nie robi. Chyba że Malezja – Malezja, znana z bardzo ostrej cenzury, w 2002 roku zablokowała emisję reklamy Toyoty Altis (tamtejsza Corolla) za to tylko, że wystąpił w niej Brad Pitt. Urzędnicy doszli do wniosku, że obraża to malezyjskich mężczyzn, którzy mogliby przez to poczuć się niewystarczająco przystojni.
…i nie skończyło się to dobrze. Ikea nie słynie raczej z przesadnych kontrowersji. Gigantyczna sieć sklepów wydaje się promować otwartość czy tolerancję w sposób tak bezpieczny i zachowawczy jak tylko się da (i trudno byłoby takiemu działaniu odmówić logiki biznesowej). Ale w 1994 szwedzka sieć postanowiła wyjść przed szereg i w wyemitowanej w amerykańskiej telewizji reklamie po raz pierwszy w dziejach wystąpiła homoseksualna para. W konsekwencji rozpętała się ogromna burza – oskarżenia o niszczenie tradycji, nawoływania do bojkotu, wściekłe telefony klientów z „jedynie słuszną” wizją świata. Doszło nawet do tego, że sklep w Hicksville musiał zostać ewakuowany po telefonie ostrzegającym przed rzekomą bombą, co skłoniło dyrektorów Ikei do powstrzymania przynajmniej na jakiś czas swoich pionierskich zapędów.
https://www.youtube.com/watch?v=eBq7SyGtG8Y
Dla jednych artystów udział w reklamach stanowi zaprzeczenie idei działalności artystycznej, inni zgodzą się zareklamować wszystko – od pasztetu po maść na hemoroidy – byle tylko przytulić trochę grosza i pokazać się w telewizji. Bob Dylan, artysta przez duże „A”, już od dawna zalicza się do tej pierwszej grupy. W 1965 roku stwierdził, że jeżeli kiedykolwiek on lub jego muzyka mieliby pojawić się w reklamie, to będzie to reklama damskiej bielizny. Słowo ciałem się stało nieco ponad 40 lat później – w 2007 muzyk wystąpił w reklamie Victoria’s Secret, śpiewając fragment utworu „Love Sick”. Oprócz tego muzyka Dylana wykorzystana została jeszcze tylko dwa czy trzy razy (co i tak nie przeszkodziło fanom w twierdzeniu, że artysta się sprzedał).
„Usiądź, zaparzę naszą ulubioną kawę i wszystko mi opowiesz” to hasło, od którego wielu zdążyło już zrobić się słabo. Nie jest też może bezpośrednim przykładem, ale – zapewne niechcący – nawiązuje do jednego z najbardziej wyświechtanych schematów stosowanych w reklamie. Określany jest mianem
two cunts in a kitchen, czyli „dwie cipy w kuchni”. Prawda, że sympatycznie? Nazwa nazwą, ale częstość wykorzystania poraża. Cała idea sprowadza się bowiem do tego, by dwie panie w domowej scenerii poplotkowały wspólnie – oczywiście w samych superlatywach – o wybranym produkcie. I nie ma znaczenia, czy będą to tabletki na zatwardzenie, na rozwolnienie, swędzenie, pieczenie, upławy czy cokolwiek innego. Bo z jakiegoś absurdalnego powodu ludzie szczególnie chętnie wierzą plotkującym kobietom – a już zwłaszcza w reklamie.
Program
Pogromcy Mitów zasłynął jako niezwykle ciekawe źródło informacji, poddające weryfikacji „prawdy objawione”, jakie od lat wędrują po internecie, a przed erą internetu przenoszone były wszystkimi innymi dostępnymi kanałami. Choć oczywiście nie zawsze wszystko szło zgodnie z planem, a do części eksperymentów pojawiały się spore zastrzeżenia, to i tak Pogromcy cieszyli się sporą wiarygodnością. Nie zawsze zasłużenie. Jednym z odcinków, jakie planowano wyemitować, był ten poświęcony technologii RFID, a konkretnie jej ułomności – tego, jak łatwo można nią manipulować. Dlaczego odcinek nigdy nie trafił na antenę? Wyłącznie dlatego, że reklamodawcy – operatorzy kart płatniczych – zagrozili wycofaniem swoich kampanii z kanałów Discovery.
Cudowna terapia pokazująca, że można schudnąć szybko i bez wysiłku? Jedyna w swoim rodzaju dieta, dotąd pieczołowicie chroniona przed pokazaniem światu? Cóż, nikt rozsądnie myślący nie da się na to nabrać. A jednak obfitość tego rodzaju reklam każe podejrzewać, że są ludzie gotowi uwierzyć w magiczną przemianę i kupić reklamowany w ten sposób produkt. Warto znać brutalną prawdę – w licznych reklamach pokazujących zdjęcie osoby przed i po diecie czy kuracji fotografie zamienione są miejscami. Nie brakuje osób, które w zamian za wcale nie takie znowu wielkie honorarium zgadzają się najpierw zrobić sobie zdjęcia szczupłej sylwetki, które posłużą jako ujęcia „po”, a potem przytyć specjalnie po to, by można było zrobić zdjęcia „przed”. Miło to już było.
To nie przypadek, że reklamy wydają się głośniejsze – można relaksować się i nawet przysypiać podczas oglądania filmu, by zostać brutalnie wyrwanym z zadumy krzykiem spikera nawołującego do natychmiastowego biegu do sklepu. Można by złośliwie stwierdzić, że to dlatego, by w kuchni też było słychać reklamę. I nie będzie to tak całkowicie niezgodne z prawdą – bo ludzie powszechnie w przerwach reklamowych wstają z kanapy, by… zaparzyć sobie herbatę. Przynajmniej w Wielkiej Brytanii. I użycie słowa „powszechnie” nie jest tu bynajmniej przesadą – doszło nawet do tego, że dostawcy energii na Wyspach musieli się specjalnie przygotować na nagłe skoki zapotrzebowania w czasie przerw reklamowych podczas popularnych transmisji.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą