Danny nigdy nie znał mnie innej, zawsze traktował mnie, jakbym była najpiękniejsza, nigdy nie prosił mnie, abym się zmieniła. Tak samo odnosił się do mnie, gdy ważyłam 220 kilogramów, jak i teraz, gdy ważę 82 kilo. Miłość nie ma maksymalnego rozmiaru ani limitu wagi. On widział we mnie osobę, którą byłam wewnątrz i wspierał mnie cały czas, kiedy moja zewnętrzna strona dążyła do do poprawy. To niezwykle ważne, by być otoczonym przez ludzi, którzy podnoszą twoje morale i widzą twoją dobrą stronę, nawet jeżeli ty sama jej nie widzisz.
Moja waga powstrzymywała mnie od robienia wielu rzeczy. Nie mogłam jeździć kolejką górską, nie mogłam wspinać się po górach, jeździć na rowerze, nosić wygodnych butów, chodzić do kina, latać samolotem, swobodnie wchodzić po schodach ani siadać na fotelu bez obawy, że ten po prostu się złamie pod moim ciężarem. Nawet prosta czynność jaką jest założenie butów, była dla mnie nie lada wyzwaniem. Musiałam zawsze myśleć o mojej wadze i moich rozmiarach podczas planowania codziennych czynności. To było mentalnie wyczerpujące. Byłam więźniem swojego własnego ciała...
Chciałam wyrwać się z tego więzienia. Wiedziałam, że aby tego dokonać, muszę kompletnie zmienić mój dotychczasowy styl życia. Musiałam przestać po prostu tylko gadać o utracie wagi i wziąć się do roboty, bo byłam już na dobrej drodze do przedwczesnego pogrzebu.
Zaczęłam liczyć kalorie, uczyłam się tego każdego dnia jak, kiedy, co i ile jeść. Ulubione potrawy zastąpiłam innymi podobnymi w smaku, ale o wiele zdrowszych składnikach. Zaczęłam chodzić na siłownię 5 razy w tygodniu. Przez pierwsze pół roku tylko 30 minut ćwiczeń na bieżni lub na schodach do ćwiczeń, ale efekty było widać bardzo szybko. Krok po kroku każdy nawyk, każdą czynność dnia codziennego starałam się wykonywać tak, aby było to z korzyścią dla mojego zdrowia.
Mieliśmy już serdecznie dość spędzania każdego wieczoru przed telewizorem i opychania się bezmyślnie żarciem. Do wysiłku zmotywował nas wspólny przyjaciel. Powiedział: ''spróbujcie tak przez 30 dni, bez jedzenia na mieście, bez oszukiwania (cheatmeals), żadnego alkoholu, słodzonych napojów gazowanych i 5 razy w tygodniu - na trening''. Podjęliśmy rękawicę, wypełniliśmy ten plan w 100% i tak zaczęła się nasza podróż. Zdaliśmy sobie sprawę, że nie jesteśmy na żadnej diecie, tylko zmieniliśmy swój styl życia. Skupiliśmy się na małych zmianach, które w efekcie dały wielkie rezultaty. Koncentrowaliśmy się na dzisiejszym dniu zamiast sięgać daleko w przyszłość i rozmyślać, ile nam jeszcze zostało. Czas wolny wieczorami, zamiast przed telewizorem, zaczęliśmy spędzać w kuchni, przygotowując posiłki i ucząc się o kaloriach, węglowodanach, generalnie o metodach zdrowego odżywiania się.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą