Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Życie bez Facebooka i Google - jak wygląda internet w Chinach?

62 467  
117   23  
Chiny to kraj, który rozwija się bardzo szybko. Jeszcze 5 lat temu z trudem dało się zapłacić czymś innym niż gotówka, teraz w sklepie wystarczy zeskanować QR kod, aby dokonać transakcji. Na każdym kroku spotyka się techniczne nowinki, a równocześnie dostęp do portali takich jak Facebook jest zablokowany. Jak więc wygląda surfowanie po chińskim internecie?

Jestem na lotnisku w Dubaju, skąd za moment mam się udać do Chin. Mam już w głowie obraz spędzenia dwóch tygodni całkowicie odcięty od popularnych w Europie mediów społecznościowych, a kto wie, może i w ogóle bez dostępu do internetu. Wypadałoby więc chyba ostrzec znajomych, że kontakt ze mną może być utrudniony. Pstrykam randomowe zdjęcie i wrzucam na Facebooka. “Na najbliższe 2 tygodnie znikam (nie, w Chinach Facebook nie działa)” - mój post brzmiał podobnie tylko po angielsku, teraz tylko opublikuj i… błąd.

“Twój post nie może zostać opublikowany, spróbuj ponownie później” czytam na ekranie. Próbuję więc raz jeszcze, następnie bez zdjęcia, podłączam się do różnych sieci, ale nic nie idzie. Zanim dałem za wygraną zdecydowałem się jednak na mały eksperyment. Piszę post raz jeszcze, ale już bez zdania w nawiasie i bez słowa "Chiny", po czym klikam “Opublikuj”. Chwilę później pierwsi znajomi zaczynają reagować na niewinnie wyglądający post. To nie do końca tak, że Chiny nie lubią Facebooka. Fejs nie lubi Chin ze wzajemnością.

BlockedInChina.net

“Nikt nie używa tutaj Facebooka, nie ma możliwości żeby nawet utworzyć konto, poza tym nie ma tam moich chińskich znajomych. Mamy za to kilka swoich zamienników.” - mówi mi Yang, 22-letnia studentka języka angielskiego z Szanghaju. Wkrótce dowiaduję się, że da się blokadę Facebooka obejść. “Mam konto na Facebooku i Instagramie, jak chcesz mogę cię dodać do znajomych” - wyjaśnia mi Hang i jako potwierdzenie swoich słów wysyła mi zaproszenia do znajomych.

Od Yang różni go jednak jeden szczegół. Pracuje jako nauczyciel języka chińskiego dla obcokrajowców i kiedyś był już w Europie, właśnie po to, żeby uczyć mandaryńskiego. To wtedy założył konto na Facebooku i pobrał aplikację VPN, która zapewnia mu dostęp do serwisu w Chinach.

To prawda, są VPN-y, które w Chinach działają i co więcej są nawet takie, które w Chinach działają i są darmowe. W ten sposób z Facebooka korzystałem przez 2 tygodnie i nie narzekam. Problem polega jednak na tym, że nie wszystkie tego typu aplikacje w Chinach funkcjonują. W przypadku niektórych nie jest to oczywiste i dlatego jest to loteria - warto zainstalować kilka z nich i może któraś zadziała. Niestety, zarówno Google jak i Apple sumiennie wycofują działające w Chinach aplikacje ze swoich sklepów, a na terenie Chin czegoś takiego nie da się w ogóle zainstalować.

Nie ma więc prawie niczego, czego właścicielem byłby Mark Zuckerberg i co pochodziłoby od Googla. Nie ma wyszukiwarki (działa na przykład Yahoo albo chińskie Baidu), problemy są również z przeglądarką Chrome.

youku.com

“Zamiast Youtube’a mamy kilka podobnych serwisów z filmami” - tłumaczy mi Yang i dodaje: “Jest to chyba dobre rozwiązanie, bo nie ma monopolu, takiego jak w Europie.” Faktycznie, jak się o tym pomyśli, poza Youtubem jest jeszcze jedyne Vimeo, którego używa 5 osób w jednym skansenie na Podkarpaciu. A w Chinach na niemal każdy zablokowany Europejski produkt mają odpowiedź w postaci przynajmniej kilku swoich portali i aplikacji. Dlatego też Chińczycy są na bieżąco z naszymi trendami.

“Najchętniej słucham muzyki anglojęzycznej, najbardziej lubię Justina Biebera” - przyznaje Yang i pokazuje mi swoją playlistę, na której widzę też klasyki typu The Beatles. W tle z kolei pobrzmiewa Despacito po chińsku.

Słyszeliście kiedyś o wypożyczalni power-banków? Cóż, pewna amerykańska firma próbowała kiedyś coś takiego wprowadzić na rynek. Wyglądałoby to tak, że w kawiarniach, restauracjach, czy innych miejscach publicznych, zwłaszcza takich, gdzie trudno o dostęp do gniazdka, stoi skrzynka z kilkoma power-bankami, które można sobie wziąć, korzystać podczas np. czekania na posiłek, a następnie oddać wychodząc. Taki wynalazek był przez pewien czas produkowany przez fabrykę w chińskim Shenzhen, ale producent uznał, że w Ameryce nie ma zapotrzebowania na tego typu usługę. Produkt za to okazał się hitem sprzedażowym w Chinach, a produkująca go fabryka przejęła prawa do sprzedaży i rozprowadza produkt w Państwie Środka.



“Produkt okazał się klapą, ponieważ gdy Amerykanie, czy Europejczycy idą do restauracji czy kawiarni, to rozmawiają ze sobą i cieszą się jedzeniem.” - mówi Steven, dyrektor fabryki Anker Electronics w Shenzhen, takim tonem, jakby było to coś dziwnego - “Tymczasem w Chinach wszyscy ciągle siedzą w telefonach i dlatego power-banki są tak popularne”. Mimo że my też czasami patrzymy się w ekran telefonu czekając na jedzenie, okazuje się, że w Chinach jest to dużo większy problem, niekiedy prowadzący do uzależnień.

A w jaki sposób Chińczycy rozmawiają ze sobą, wysyłają wszystko, łącznie z pieniędzmi, płacą w sklepie, czy wyrażają emocje? Do wszystkiego służy jedna aplikacja, na którą na pewno każdy podróżujący po Chinach natknie się na każdym kroku. Jaka to aplikacja i jak pisać wiadomości, mając klawiaturę z kilkoma tysiącami znaków? O tym wszystkim przeczytacie w tym artykule.
18

Oglądany: 62467x | Komentarzy: 23 | Okejek: 117 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało