Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Piekielne autentyki XLV

65 420  
278   27  
Dawno, dawno temu, kiedy nie było jeszcze policji, a nad naszym bezpieczeństwem czuwała Milicja Obywatelska wspomagana przez ORMO i ZOMO, mieszkałem sobie w pewnym małym miasteczku.

Jakie są małe miasteczka, wszyscy wiedzą. Tutaj każdy każdego znał, wszyscy wiedzieli, że "ta Nowakowa z końca ulicy nowe futro se kupiła, musiała d... dać" i tym podobne.

Miałem ja znajomego funkcjonariusza Obywatelskiej, swoją drogą całkiem przyzwoitego chłopa, tylko o dość specyficznym poczuciu humoru. Stasio (imię prawdziwe, bo po co zmieniać?) był też przy okazji hodowcą psów, konkretnie dobermanów. I to takim zawołanym, dbającym o psy lepiej niż o żonę i dzieci, jeżdżący z nimi po wystawach, ale też handlującym szczeniakami. A że mnie zamarzył się właśnie doberman, to pogadałem ze Stasiem i umówiliśmy się, że właściwie to on mi może po znajomości jednego szczeniaka sprzedać, a właściwie dać, tylko żebym pokrył koszty szczepień i wyprawki. Takiej propozycji nie mogłem odrzucić, tyle tylko, że stanęło na tym, że dla mnie będzie ostatni ze szczeniaków, który nie znajdzie sobie właściciela.
Po pewnym czasie telefon od Stasia.
- Słuchaj, został mi jeden szczeniak, dalej chcesz?
- No pewnie.
- Dobra. To nawet jak skończę robotę, mogę ci go przywieźć do domu.
Pewnie, że się na to zgodziłem. Nie dość, że będzie pies rodowodowy prawie za darmo, to jeszcze mi go przywiozą. I okazało się to błędem.

Późny wieczór, siedzimy sobie z rodzicami przed telepatrzydłem. Gdzieś w oddali słychać wycie syren, które z każdą chwilą się zbliża. W pewnym momencie słychać już "orkiestrę" pod naszym domem. Oczywiście trzeba zajrzeć, co się dzieje, ale nie zdążyliśmy. Łomot w drzwi, wrzaski "Milicja! Otwierać, bo wyważymy drzwi". My spanikowani. Cała szopka. Ludzie z okolicznych domów obserwujący, co się dzieje.

Co się okazało? Stasio wpadł na pomysł świetnego, jego zdaniem, dowcipu. Przywiózł szczeniaka. Dwoma radiowozami. Z całą ekipą. Na sygnale i z włączonymi "kolorofonami".

O opinii, jaką po tym zdarzeniu mieliśmy w okolicy, lepiej zamilczę. Plotki pojawiały się różne. A to melina pijacka i kogoś prawie zabiliśmy, a to bomby dla Solidarności w domu robiliśmy (czas niedługo po stanie wojennym), Wielu było takich, którzy widzieli nas wyprowadzanych z domu w kajdankach. Byli też tacy, którzy do momentu najpierw mojej, a później rodziców wyprowadzki patrzyli na nas z niechęcią, "bo coś było, ale pewnie po znajomościach ich wypuścili".

I tak, przez jeden dowcip, opinia rodziny zszargana na lata. Zresztą jeszcze później Stasio wyciął mi podobny numer, ale to już temat na osobną historię.

by Plastek

* * * * *


Przyniesione z wywiadówki.

Wychowawca: - Pragnę powiadomić państwa, że w szkole będzie można zaszczepić dziewczynki szczepionką przeciw wirusowi HPV, co jest jednym z elementów profilaktyki raka szyjki macicy. Szczepienie nie jest obowiązkowe. W środę odbędzie się spotkanie z lekarzem, który objaśni to państwu dokładniej i będzie można podjąć decyzję.

Rodzic Roku: - A dlaczego CHŁOPCÓW NIE?!

by Nidaros

* * * * *


Dziewczyny, historia o tym jak chłopaków NIE podrywać.

Mój kumpel, Seba, ma rodzinę na wsi. Córka sąsiadów tejże rodziny rozpoczęła w październiku ubiegłego roku studia we Wrocławiu. Kuzyn, znający Kasię od lat, poprosił Sebę, aby pomógł się dziewczynie w nowym miejscu zaaklimatyzować, bo ponoć nieśmiała, skryta, trudno nawiązuje kontakty, nie ma przyjaciół.

Seba zabrał ją parę razy na spotkania w gronie znajomych, sprawiała wrażenie miłej i dość poczciwej osoby, nie dało się jednak ukryć, że źle czuje się na większych spotkaniach. Siedziała, sączyła piwko, z nikim nie gadała, gdy ktoś ją zagadywał, odpowiadała jednym słowem. Seba zatem spotkań więcej nie proponował, powiedział tylko, że jeżeli będzie potrzebowała jakieś pomocy, to może się do niego zgłosić, postara się jakoś pomóc.

Minęły ze dwa tygodnie. Seba ma taką pracę, w której nie może mieć włączonej komórki. Wychodzi pewnego dnia z pracy, włącza telefon. I tak... 17 połączeń nieodebranych i ok. 20 smsów od Kasi. Smsy mniej więcej tej treści (po kolei, wszystkich nie przytoczę):

"Cześć, dlaczego nie odbierasz?"
"Słuchaj, mam pewien problem mógłbyś mi pomóc? Daj znać."
"Dlaczego się nie odzywasz? To pilne."
"Błagam cię, odezwij się, dlaczego mnie olewasz?"
"Cholera, nie rozumiesz, idioto, że mam problem? Jak nie chcesz mi pomóc to powiedz, nie wiem, co mam robić!!!"
"Świetnie. Najpierw mówisz, że możesz mi pomóc, a teraz się wypinasz!!! Idiota!"
"Chciałam tylko, kretynie, żebyś mi powiedział, gdzie mogę sobie UrbanCard wyrobić, teraz mam cię w dupie!"
"Jesteś chory psychicznie, wal się!"

Seba w szoku, oddzwonił do Kasi i tłumaczy, dlaczego nie mógł odebrać. Kasia:
- Aha... nie no, ja myślałam, że mnie zlewasz... chyba każdy by tak pomyślał.
- Skoro dzwoniłaś to wiesz, że miałem wyłączony telefon, a nie cię olałem, nie?
- Dobra, a pojedziesz ze mną do tego biura, po tę kartę?
- Dzisiaj? Nie mogę, zresztą jest już zamknięte na pewno.
- Jednak palant i dupek z ciebie, i jeszcze wpierasz, że w pracy byłeś! - rozłączyła się.

Parę dni później. Kasia dzwoni:
- Hej, jestem smutna, nie mam z kim pogadać, spotkamy się?
- A co się stało?
- A nic, nie chcę o tym gadać przez telefon...

Niezbyt chętnie Seba się z nią spotkał.
- No to jaki masz problem?
- A wiesz... bo ja nie wiem, czemu ty się do mnie nie odzywasz...
- Bo zwyzywałaś mnie od idiotów, może dlatego?
- No bo mnie wkurzyłeś, dziwisz się?
- Tak, dziwię się, mogłaś się wkurzyć, ale po co od razu milion smsów z wyzwiskami?
- Bo się w tobie zakochałam!!!
- Eeee... no to ciężko...
- Ja wiem, że ty we mnie też!
- Co?
- Skoro nie, to po co mnie na imprezy zapraszałeś?
- Bo mnie Mariusz (kuzyn) prosił, żebym ci tu pomógł jakichś znajomych znaleźć.
- Nieprawda, wiem, że ci się podobam!

I tak dalej. Skończyło się awanturą, Kasia wyszła obrażona, zamilkła na parę miesięcy. Po paru miesiącach pisze:

"Myślę o Tobie."
Seba:
"To przestań, bo ja o tobie nie."

I tu milion smsów od Kasi typu: "Jesteś idiotą", "Kocham cię", "Bydlak z ciebie", "Wal się na ryj", "Nigdy nikogo tak nie kochałam", itd.

Jakoś kilka dni po tej akcji ja i moja kumpela spotkałyśmy Kasię na mieście. O akcji wiedziałyśmy, mimo to zagadałyśmy do niej, po prostu zapytać jak leci. Zaczęła się żalić, że nie wie dlaczego Seba ją olewa, czemu już (!) jej nie kocha, czemu tak łatwo zrezygnował z ich związku (!). Sugeruję więc nieśmiało, że mało który facet leci na dziewczynę, która piszę mu w ciągu kilku godzin 20 smsów z wyzwiskami. Poradziłyśmy jej przystopować i Sebę zostawić w spokoju, bo tylko się ośmiesza. Kasia:

- Ale na mnie chociaż spojrzał, a was to w ogóle ma w dupie, zazdrosne idiotki.

A my się dziwiłyśmy czemu nie ma znajomych O_o

by digi51

* * * * *


Poszukuję pracy. Przypomniała mi się historia sprzed ponad roku, gdy byłem na rozmowie w jednej z łódzkich firm.

Po otrzymaniu telefonu i umówieniu się na dany dzień i godzinę, idę do firmy x. Pod siedzibą spora grupka ludzi, również umówionych na spotkanie rekrutacyjne. Zostaliśmy zaproszeni wszyscy do sali, usiedliśmy na krzesłach i pojawił się pan, który zaczął mówić jaka firma x jest cudowna i wspaniała, jacy pracownicy są zadowoleni, i ogólnie cud, miód i orzeszki.
Wykład trwał około pół godziny i wtedy pan przeszedł do pytań:

- A za ile chcieliby państwo pracować?
- 1500.
- 1400...
Ludzie zaczęli licytować, w końcu doszło do tego, że ktoś byłby chętny za 1200 nawet, no ok.
Następne pytanie:
- A ile godzin by państwo byli w stanie dziennie poświęcić, żeby dostać te 1200 zł?
- 9...
- Ja mogę 10...

Wstałem i wyszedłem. Ciekawe kto wygrał licytację i jest szczęśliwym pracownikiem w firmie x.

by bedomir

* * * * *


Wiecie, jak to kierowcy autobusów się bawią w "zamknij drzwi tuż przed nosem"?

Jeden taki się na mnie naciął. Historia parę latek ma. Autobus 521 w Warszawie. Stary rzęch, jeszcze nie z tych niskopodłogowych. Drzwi składające się na pół. Dochodzę do przystanku, i z nastu metrów widzę, że właśnie podjeżdża. No to biegiem.

Już sama końcówka, ostatni krok. Wybijam się nieco - nie ma nikogo za drzwiami, to myślę - wskoczę, wyhamuję w środku.

A tu drzwi się zamykają!

W powietrzu się nie zatrzymam.

Sto kilo żywej wagi w pełnym pędzie.

Tak. Wsiadłem z drzwiami.

by bloodcarver

* * * * *


Prowadzę sklep w którym m. in. sprzedaję zegary ścienne. Pewnego razu na hurtowni udało mi się znaleźć kilka sztuk z wizerunkami Matki Boskiej, papieża i kilku świętych katolickich. Zakupiłem je i wystawiłem na sprzedaż. Sprzedawały się całkiem nieźle wśród starszych wiekiem klientów. Pewnego dnia jednak do sklepu weszła staruszka na oko może z 75 lat. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w zegar z Matką Boską, nagle wykrzykując "po babciowemu" wyraźnie akcentując "sz" i "cz":

- Synu szatana!!! Kupczysz Chrystusem!!!

Po czym jak gdyby nigdy nic, wyszła ze sklepu.
Zastawiam się, czy tak samo wydziera się na księży sprzedających dewocjonalia.

by Bronzar

* * * * *


Jak dobrze mieć sąsiada.

Sobota, 6:30 rano budzi mnie dzwonek. "Świeży sąsiad" - mieszka od jesieni - ma do mnie sprawę:
- Panie Trzosnku, widziałem, że pan masz auto z hakiem. Pożyczyłby pan na godzinkę? Muszę przewieźć parę gratów, przyczepkę już załatwiłem ale przecież haka nie mam....

Z sąsiadami trzeba dobrze żyć, więc się zgadzam. Podając kluczyki i papiery, widzę charakterystyczne zażółcenia na palcach, więc mówię:
- Tylko jedna sprawa - proszę w aucie nie palić.

Sąsiad oczywiście się zgadza. Oddaje auto po ok 3 godzinach. Za następne dwie mam jechać do teściowej, wsiadam do samochodu i uderza mnie smród przepalonego tytoniu. Bardzo intensywny. Wyciągam popielniczkę - pełna świeżych petów. Z popielniczką w ręce, wkurzony, jak mało co idę do sąsiada. Nie wychodzi tylko rozmawia przez domofon:
- Prosiłem pana, żeby nie palić w samochodzie, a pan mi nasmrodził petami...
- I co? Przychodzisz pan w deszczu żeby mi o tym powiedzieć? Okna były otwarte to w ogóle nie czuć...
- Jak to k***wa "nie czuć"?!?! Capi, że nos odpada! A poza tym, przecież wyraźnie mówiłem...
- Prosiłeś pan, znaczy nie było obowiązkowe...
- Co, k***wa? "Nie było obowiązkowe"? Jak miałem mówić, żeby pan zrozumiał?!? "Zabrania się palić pod groźbą wpier**lu"??! Módl się człowieku, żebyś już o nic nie potrzebował mnie prosić i zabierz swoje pety z mojej popielniczki.

Wkurzony, wywalam za furtkę zawartość popielniczki i wracam do domu. Parę godzin później pety znalazłem za swoją furtką. Teraz poszły do kosza. Nie wiem czy się odgrywać, bo mam parę fajnych pomysłów...

by Trzosnek

* * * * *


Udzielam się na kilku forach internetowych z bezpłatnymi poradami prawnymi - mnóstwo ludzi woli jednak znaleźć mój adres e-mail w internecie i bezpośrednio zadać pytanie na maila, czasami maile są bardziej lub mniej "roszczeniowe". Jeden z nich dosłownie mnie powalił :)

Zacytuję treść:
"Rozumiem, że udziela pani darmowych porad prawnych.
W takim razie proszę o przygotowanie opracowania dotyczącego różnic pomiędzy postępowaniem administracyjnym a postępowaniem uregulowanym w ordynacji podatkowej, ze szczególnym uwzględnieniem ...." - i tu następowało dość obszerne wyliczenie, termin na poniedziałek (była sobota wieczór).

Nawet nie wspomnę o tym, że mail nie zaczynał się od jakiegoś "dzień dobry", ani nie kończył słowami dziękuję, lub pocałuj mnie w d...

by 1001z

* * * * *


Jadę autobusem. Na miejscu dla osób z dziećmi siedzi kobieta, obok niej dzieli krzesełko dwójka małych dzieci (na oko bliźnięta), a jedno, ciutkę starsze, stoi obok matki. Kobieta jest w ciąży.

Nie, nie wygląda na margines społeczny. Dzieci są grzeczne i ładnie, czysto ubrane, rozmawiają półgłosem, uśmiechają się do siebie i do matki. Najwyraźniej jest to fajna, pogodna, choć spora rodzina.

Na sąsiednim stanowisku siedzi nastolatka (lub bardzo wczesna "dwudziestka"), z kłębami gumy do żucia w ustach. Obok niej jakaś towarzyszka czy siostra. W wózku stojącym przed nimi znajduje się dwulatek, którego matka kompletnie olewa, gadając z kumpelą, a raz, gdy autobus mocniej szarpie i mały się rozpłakuje, stuknąwszy się w ramę wózka, rzuca do niego:

- No k*wa, nie rycz, przecież nic ci się, k*wa, nie dzieje!

Na następnym przystanku matka trójki wysiada. Wtedy nastoletnia mamuśka rzuca autorytatywnie do sąsiadki (choć tyle, że z tym zaczekała):

- Ty, k*wa, patrz jaka patologia, jak ja bym, k*wa miała tyle dzieci, to bym się k*wa, za*ebała.

Grunt to samoświadomość.

by Nidaros

<<< W poprzednim odcinku

1

Oglądany: 65420x | Komentarzy: 27 | Okejek: 278 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

10.05

09.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało