Siedzę sobie wczoraj w kolejce u dentysty, przede mną kilka osób, w tym pan pod pięćdziesiątkę i dziewięcioletni chłopiec z babcią. Czytam książkę, pan zaczyna śmieszkować, zagaduje chłopca, pyta, ile ten ma lat, czy się dentysty boi, do której klasy chodzi - takie tematy.
Chłopiec wyraźnie się boi dentysty, ale panu potakuje, dzielny mały, zerka na babcię, babcia się uśmiecha, odpowiada.
Dopóki pan nie zaczął mówić, jak to on był dzieckiem i spadł z drzewa, ząb cały poszedł, panii, ile krwi było! Jak z prosiaka! Matka go zabrała do dentysty, bo aż dziąsło poharatane miał, o tutaj, to mu takim dłuuugim dłutem ten zębol grzebał, a znieczulenia nie było, bolało jak jasna anielka, taki ból, panii! A jeszcze wrócił do domu, to mu ojciec dupę sprał, że po drzewach łazi, takie to czasy były! A teraz zębów nie ma, sztuczne wszystko prawie, jak mi kiedyś drutowali popsutego to myślałem, że na zawał zejdę, ja, dorosły chłop, a zemdlałem prawie jak mi wbili się w środek zęba, tak krwią plułem, człowiek się mało nie zesrał z tego bólu...
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą